Polowanie na klienta w Marketingu SieciowymJest świt, godzina czwarta rano…

Cicho, na palcach, dostałem się do kuchni. Gotuję wodę i zaraz wypiję czarną kawę. Po czarnej kawie poprawia mi się wzrok, a będzie on mi dzisiaj bardzo potrzebny, oj, będzie!

Odziewam się w stroje maskujące. Portki w plamy, kubrak komandoski, kominiarka. Buty do pół łydki, spadochronowe.

No i, oczywiście, strzelba. Jaka?

Na różne obiekty. Na wielkie, i na mniejsze. Zupełnie malutkie mnie nie interesują.

Kaliber może być 7,62 – nadaje się na przykład na małe dziki czy kozice. Tym razem zabiorę ze sobą mój dryling. Mam fantastyczną trójlufkę: dwie lufy na śrut, a jedna kalibrowana.

Naturalnie, wołam swoje psy myśliwskie. Wybieram je starannie.

Biorę zatem: dwa ogary, trzy labradory, jamnika, wyżła i karelskiego psa na niedźwiedzie. Nigdy, cholera, nie wiadomo…

Wychodzimy. Jest jeszcze ciemno. W mroku tu i ówdzie widzę poruszające się sylwetki.

Najpierw zaczaję się na ambonie /ambona jest dobrym miejscem do atakowania wszystkiego, co się rusza/. Potem zacznę pościg.

Dzień dzisiejszy musi być zakończony sukcesem. Musi!

Wyjaśnię.

Jestem przedsiębiorcą i działam w marketingu sieciowym. Oferuję swoim klientom różne produkty, towary i usługi.

Wyczerpałem już jednak swoją listę kontaktów. Nie mam do kogo się zwrócić z ofertą!

Nie mogę dzwonić z książki telefonicznej. Nie mogę rozsyłać ofert, bo ochrona, tych…no… danych. Osobowych.

Rozpacz i sromota!

Zdecydowałem się zatem na akcję w terenie. Po prostu upoluję kilku klientów i zmuszę ich /przepraszam: nakłonię/ do zakupu oraz do ujawnienia kontaktów.

Moja metoda polowania na klienta jest bardzo skuteczna. Przede wszystkim klient, potraktowany śrutem, nie ma najmniejszych wątpliwości, że mój produkt jest: właśnie dla niego, i to natychmiast, a cena…! Cena…! Takiej ceny pozazdrości mu każdy znajomy oraz członkowie rodziny.

Nie mogę ujawniać mojej zawodowej tajemnicy, wspomnę tylko, że klient, spoglądający z bliska w wyloty trzech luf, i mający świadomość, że znajduje się po niewłaściwej stronie strzelby, jest bardzo dobrym klientem. Jeśli rozumiecie, co mam na myśli.

On bez najmniejszego wahania akceptuje marketing internetowy i warunki współpracy.

Mało: on jest zdecydowany zarabiać ze mną pieniądze!

I to na własny rachunek!

Cicho..! Przez gąszcz przedziera się potencjalny klient. [wms_protected]

Wysyłam przodem moją sforę, i sam ochoczo ruszam za nią…

Za jakiś kwadransik będę miał na swojej liście 157-go klienta.
Jak widzicie, moja lista adresowa szybko rośnie.

Wystarczy, jak każdego dnia ruszę na polowanie.
Lista znowu się powiększy…

 

Moja propozycja…

Tutaj Pokażę Ci Jak Zbudować Dochodowy Biznes w Domu >>>

 

 

[/wms_protected]

 

(Visited 111 times, 1 visits today)