Autor: Andrzej Kuczera

wytrwałość w e-biznesieSwoje słowa kieruję do Tych Zmaltretowanych i Sfrustrowanych Osób, które zaczęły przygodę z marketingiem internetowym i związały się, niby cumą, z Podstawami Biznesu.

Być może w nadziei, że wystarczy się zalogować, zapewnić sobie GVO i czekać na szelest banknotów, które spływają na konto.

Od razu rzucę dwie uwagi:

1. Dobrze, że jesteście z nami w PB, oraz…
2. …nadzieja umiera ostatnia!

Słuchajcie, Ludzie!

Ja w tym jestem dopiero od 2 /dwóch!/ miesięcy. Choć marketingiem internetowym zacząłem interesować się na początku roku. Tego roku.

Dotychczas posługiwałem się komputerem i internetem, jak człowiek pierwotny. Mianowicie potrafiłem robić bez padaczki i piany na mordzie:

• Otworzyć laptopa
• Zalogować
• Napisać w wordzie
• Wysłać maila
• Zrobić prezentacje w PowerPoincie…
• …i jeszcze kilka prostych czynności.

Wystarczył jednak jakiś problem, żebym szukał haczyka, na którym mogę się powiesić.

Przysięgam: znam się na paru rzeczach poza ta sferą. Na przykład mam w piwnicy warsztat i lubię robić w drewnie. /Ha! Moja P.T. ciepłej pamięci Babka, kiedy usłyszałaby frazę: „robi w drewnie”, sądziłaby, że nasz pies /już nieboszczyk/, załatwia się „na poważnie” tam, gdzie trzymaliśmy drewno do kominka/. Umiem /i rozumiem!/ fotografowanie, prowadzenie samochodu, prace w ogrodzie /”robienie w krzakach”/ czy mycie okien.

Do komputera jednak – jak do jeża.

Przyznam się teraz. W swojej dzielnicy i tak jestem skompromitowany, więc gorzej już nie będzie.

Ze strachu, Proszę ja Waszmości!

Ze zwykłego strachu nie zabrałem się wcześniej za marketing internetowy. Wstyd! Gdybym sobie to wcześniej uświadomił… Ale nie!

Jak się pozbyć strachu? Ja przecież wiem!

Żeby przestać się bać ciemnej piwnicy, należy jak najczęściej do niej wchodzić.

Strachy i lęki siedzą w głowie. W mojej głowie.

Żeby przestać się bać marketingu, trzeba…. No tak. Każdego ranka trzeba głową miarowo uderzać w kaloryfer, w nadziei, że puzzle ułożą się same.

A ponadto:

Trzeba zacząć wchodzić do piwnicy.

Wszedłem. Pełzłem na klęczkach.

Ciemno. Strach się bać. Wstyd zadawać kretyńskie pytania. Poniżej godności przyznawać się do niewiedzy i nieporadności. Niehonorowo prosić kogokolwiek o pomoc. A sama świadomość, że jestem kretynem i nieudacznikiem, może powalić słonia, a nie tylko takiego wystraszonego chłopczyka! Horror!

Teraz jednak już posuwam się do przodu. Wolno. Tak jest, wolniutko. Domenę do bloga kupiłem. Podręcznik przestudiowałem. Stronę internetową własnoręcznie zbudowałem.

W tej cholernej piwnicy zrobiło się nieco jaśniej.

Zacząłem podnosić się z kolan…Nadzieja nadal żyje…

Przypomniało mi się powiedzonko z przed lat:
„Jak bokser na ringu, śmiej się nawet z wybitymi zębami!”.

 

[wms_protected][/wms_protected]
 

 

(Visited 67 times, 1 visits today)