Autor: Andrzej Kuczera
Bardzo mi się zawsze podobało powiedzenie, że pieniądze leżą na ulicy.
Od najmłodszych lat zatem wpatrywałem się w płyty chodnikowe z nadzieją, że banknoty i drobne gdzieś się tam kryją. Ten garb od tego właśnie mi urósł.
Oraz pojawił się skretyniały nieco wyraz twarzy.
Ale – Panie i Panowie! – kilka razy znalazłem. Głównie drobne.
Raz zaś – banknot. Dziesięć złotych. PLN-ów, rozumie się.
Teraz, po latach, wiem, gdzie one leżą, te pieniądze.
Nie jest to jednak ulica, przynajmniej nie dla mnie.
One, te pieniądze, są przede wszystkim w trzech miejscach:
1. W Mennicy Państwowej
2. W Bankach /rzekłbym: w Szanownych Bankach/ oraz
3. W Mojej Głowie
Popatrzmy teraz na punkt pierwszy…
Mennica Państwowa mianowicie. Znajdujące się tam te wszystkie bogactwa są trudno dostępne, niestety. Kiedyś wiele dni spędziłem, spacerując w mieście Warszawa w najbliższym pobliżu Mennicy z nadzieją, że coś się zdarzy. Cud na przykład. Trzęsienie ziemi. Albo ktoś rzuci mi paczuszkę przez okno.
Z przykrością stwierdzam, że Mennica rozczarowała mnie wystarczająco, aby trochę przestał ufać PFF – Państwowym Firmom Finansowym.
Różne pojęcia sprawiają, że zawsze robi mi się gorąco.
Na ten przykład: Zakład Ubezpieczeń Społecznych, oferujący wieczne zbawienie emerytalne. Drugi filar, zapowiadający takie zyski, że…/..tu wstawić właściwe…/… Praca na etacie; bezpieczeństwo socjalne; średnia krajowa, i temu podobne sprawy.
Teraz zatem punkt drugi:
To banki. Znów kłopot. Omawiać szeroko nie będę, nie sądzę bowiem, abym był jedynym mieszkańcem Kraju Nad Wisłą, /la, la, la…/, którego odwiedzali /lub odwiedzają nadal/ komornicy. Poznałem ich wielu, i oświadczam uroczyście, iż był to dla mnie zawsze zaszczyt i przyjemność. Ot, taka perwersja.
Dowiedziałem się jednak wówczas, że ich zadaniem jest ZABIERANIE, a nie DAWANIE. Było mi bardzo smutno z tego powodu.
Tutaj wreszcie docieramy do punktu 3 /trzeciego/. W Mojej Głowie.
I okazało się, że właśnie tam /tutaj?/ znajdują się prawdziwe pieniądze.
Moja głowa – mam na myśli „mój mózg” – jest zbiorowiskiem niepoliczalnej ilości pojęć. Zawiera totalny chaos, z którym próbuję sobie jakoś poradzić. Boleję, i cała ludzkość wraz ze mną, że nie udało nam się poznać do końca budowy ludzkiego /czyli również mojego?/ mózgu. Przyjmujemy tylko, że mamy pod czapką 100 miliardów neuronów.
Obiło mi się też o uszy, że mój mózg w 99% składa się z wody. Czyżby tak zadziałała na mnie telewizja? A woda jaka? Gazowana?…
Ale to tam, w plątaninie neuronów, umieszczony został klawisz ENTER. Mój osobisty.
Ba! Kto jednak, i kiedy, ma ten klawisz nacisnąć?
Oto tak to się przedstawia:
1. Ja. To ja osobiście muszę zrobić ENTER. Wejść. Wstąpić. Wskoczyć. Wpadać.
2. Ja we własnej osobie muszę wiedzieć, dlaczego mam zrobić ENTER.
3. Inaczej mówiąc: moja motywacja to ENTER.
4. Albo: dlaczego będę działał?
5. A kiedy? Gdy ból staje się nieznośny. Brak pieniędzy. Telefony od wierzycieli. Pierwsze niesądowe wezwanie do zapłaty…
6. Chyba że NIECO WCZEŚNIEJ. Zanim przyjdzie ból. Mądry P. przed…
7. Żeby jednak wejść, wskoczyć…, to warto wiedzieć:
8. DOKĄD!? mam wskoczyć…
9. KIEDY?
10. PO CO?
11. Ja już wiem.
12. Na powyższe pytania dobrych odpowiedzi udzielił mi …
13. …marketing internetowy.
ZAPRASZAM do współpracy.
Która jest:
• dochodowa
• satysfakcjonująca
• uczciwa
Bardzo dobre przemyślenia. Podobają mi się! :) Postaram się, aby w szczególności pytania: …”1. Ja. To ja osobiście muszę zrobić ENTER. Wejść…” itd zobaczyły w szczególności początkujące osoby, ponieważ wydaje mi się, że własnie takie pytania powinny sobie zadać. A odpowiedź na nie: “marketing internetowy” jest w 100% trafione, niestety wiele osób nie dopuszcza do siebie tak trafnej odpowiedzi.
Witaj, Arturze! Dziękuję za życzliwy komentarz. Ostatnie zdanie jest tutaj fundamentalne: …”wiele osób nie dopuszcza do siebie tak trafnej odpowiedzi”. To dokładnie, jak przy wychowaniu dziecka, kształtowaniu postaw studenta, szukaniu współpracowników w MLM czy motywowaniu pracownika. Nam się wydaje /mało: jesteśmy pewni!/, że mamy receptę na sukces, na szczęście, na życie. Wyłania się tutaj jedno z najstarszych chyba pytań ludzkości: “Co zrobić, żeby oni CHCIELI CHCIEĆ?!”…
Zazdroszczę tak lekkiego a zarazem obrazowego stylu pisania. Można by czytać bez końca a przy okazji ile przyswaja się informacji i wyciąga wniosków. Wspaniały artykuł, czekam na kolejny.
Jarosławie! Twoje słowa to miód na moje skołatane /działalnością gospodarczą/ serce. Mam wrażenie, że super poważne traktowanie wielu poważnych rzeczy powoduje, że są odrzucane z obrzydzeniem. Przykładów są miliony i jeszcze jeden więcej. Chociażby relacje miedzy ojcem a synem. Im bardziej ponuro i pryncypialnie ojciec przekazuje zapewne ważne zasady /ile w życiu słyszeliśmy takich “kazań”?/, tym szybciej i skuteczniej syn je…oleje. A pracownik i menedżer? Itd. Jestem szkoleniowcem /szkolenia dla firm i osób prywatnych/, i wiem od lat, że wygłaszanie kazań wkurza ludzi i powoduje odwrotny skutek do wymarzonego. A gdzie podziała się nasza radość z tego, ze w ogóle żyjemy? Jesteśmy ponurzy, przewrażliwieni, obrażalscy… W ogóle cudnie. Ha! Rozgadałem się chyba. Miałem zaś powiedzieć, że następny artykuł już jest, a kolejny czeka. Pozdrawiam.